(Adriana)
Rano budzik obudził mnie o 10. Otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć. Przekręciłam się na drugi bok, obok mnie leżał Kuba w koszulce "London calling party 2" Uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
-A więc to takie uczucie cię wypełnia jak jesteś w finale LM? - zapytałam Kubę
-Tak.- uśmiechną się tak słodko jak nigdy.
Ze wspaniałym uczuciem zeszliśmy na śniadanie. Poszłam do hotelu obok, po dziadka. Wiem, że gdyby nie on nie było by mnie tutaj. Wylot ze słonecznego Madrytu mieliśmy wszyscy wieczorem, więc zabrałam dziadka na spacer. Miało być tak miło, spokojnie, ale jeżeli poprzedniego dnia pokonujesz Real ze swoim zespołem i jesteście w Finale Ligi Mistrzów na spokój liczyć nie możesz. Mimo paparazzi było to przyjemne przedpołudnie z dziadkiem. Potem udaliśmy się na obiad i na konferencję prasową. Poszedł Jurgen , Pati, Ja i tłumacz z niemieckiego na hiszpański.
Po prawie godzinnej konferencji udaliśmy się do pokoi i spakowaliśmy rzeczy. Nie wiarygodnie szczęśliwi udaliśmy się na lotnisko. I Kolejne zdjęcie na fejsa, tym razem z karteczką "FINAŁ jest BORUSSI" była tam większość naszej drużyny no i Kuba z Piszczem. Wylądowaliśmy szczęśliwie , a naszym oczom zaraz po wyjść z samolotu ukazali się fani BVB. Ile ich tam było ! Nie mogłam uwierzyć! Z trudem wydostaliśmy się z tego tłumu , dziękując kibicom za wsparcie. Na kolejny dzień było zaplanowane spotkanie na Signal Iduna Park. Pojechaliśmy do domów. Stwierdziliśmy jednak z Kubą, że takiego dnia nie spędza się samemu! Zadzwoniliśmy do Pati i Piszczka i spotkaliśmy się przed domem Kuby.
-Słuchajcie ja musze jechać na chwilę do domu.- powiedziałam.
Stwierdzając iż jest taka piękna pogoda pójdziemy wszyscy pieszo.
Otworzyłam drzwi , a moim oczom ukazali się.... Rodzice i brat
Przed moimi oczami stanęły wspomnienia. Z przed około miesiąca jak Tata zobaczył jak całowałam się z Kubą , jak zaczęli się bić, jak Piszczek przybiegł szykować się by pomóc Kubie...
-Hej Aduś! Gratulujemy! - krzyknęła mama i wtuliła się we mnie.
Zobaczyłam tylko jak Kuba z tatą podają sobie rękę i nic się nie dzieje. Tata zaczął przepraszać i Kubę i Łukasza. Wybaczyli mu. Mama zrobiła kolacje. Mój brat nie wiedział co się chyba dzieje, obok niego stało 4 finalistów LM , już widziałam , że teraz to tylko by zadzwonił do kolegów i zaczął się chwalić. Patrycja i Łukasz zdecydowali, że nie będą nam przeszkadzać. Odprowadziłam ich do drzwi.
-Przepraszam, nic nie wiedziałam- powiedziałam przyjaciołom.
-Nic się nie stało - uśmiechną się Łukasz , złapał Patrycję za rękę i wyszli z mieszkania.
Wróciłam do rodziny.
-Mogliście zadzwonić, mogłoby mnie nie być w domu, mieszkam teraz u... Kuby.- powiedziałam czekając na reakcje w szczególności taty.
- O naprawdę? Ada.. to znaczy ja nie chcę się narzucać wam do życia , ale.... -zaczęła mama.- czyli nie mieszkasz już tu?
- Nie - odpowiedział za mnie Kuba.
-Bo Michał... Sam powiedz- mama zwróciła się do brata.
-OD kolejnego sezonu będę grał w młodzieżówce BVB - powiedział mój brat.
Zatkało mnie. ON? No wiem , że gra, ale on nie umie niemieckiego...
-Ale ty nie umiesz niemie...- zaczęłam
-To świetnie! Pomożemy Ci! - powiedział Kuba.
Tylko co jak ja , albo Kuba będziemy gdzieś wyjeżdżać np. jak teraz na mecz do MADRYTU ?. Właściwe nie ma co się martwić na zapas. Michał zamieszka w moim mieszkaniu. Ja przeprowadzę się już na stałe do Kuby.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu i otworzyłam drzwi.
-Marco?- zapytałam widząc zmachanego , zmęczonego Reusa.
-Ada!! Mario!
-CO Mario? - pytałam widząc jego zdenerwowanie.
-Mario, jechał tu Do Dortmundu, i miał wypadek! Leży, przewieźli go do szpitala u nas!
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co zrobić. Zawołałam Kubę, stwierdziliśmy , że musimy jechać. Zostawiłam rodziców i powiedziałam , że zadzwonię potem. W drodze do szpitala zadzwoniłam do Pati i tez już z Łukaszem byli w drodze. Wbiegliśmy do szpitala. Dyżur miał lekarz ten co prowadził Łukasza ten fan Bundesligi.
-Co z Mario Gotze?- pytał Marco
- Jest operowany, nic więcej nie wiemy na razie.- i poszedł.
Marco smutny zrezygnowany usiadł na krześle w poczekalni, schował twarz w ręce. Usiadłam obok niego z Kubą. Chwilę potem do szpitala wbiegli Patrycja z Łukaszem. Siedzieliśmy w niewiedzy do 2. Przyszedł lekarz. Wszyscy poderwaliśmy się na równe nogi.
-Stan Pana Gotze jest ciężki , ale stabilny. Musimy poczekać, ta doba będzie decydująca.
Lekarz pozwolił wejść tylko Marco do niego i to tylko na 15 minut. Zostaliśmy całą noc w szpitalu.
----
Pisała Adriana Pilska
Świetny rozdział:*
OdpowiedzUsuńBiedny Mario, mam nadzieję że nic mu nie będzie:D
Czekam na kolejny:D
Pozdrawiam