wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 30

 (Patrycja)
  Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Półfinał Ligi Mistrzów. Od samego rana w moich uszach znajdywały się słuchawki, z których leciały moje ulubione piosenki, piosenki, które mnie motywowały. Moje myśli krążyły tylko wokół meczu. Pomyśleć, że to już za kilkanaście godzin dowiemy się kto wejdzie do finału, kto jest lepszy. Kiedy ubrałam się w klubowe rzeczy poszłam do hotelowej restauracji na śniadanie. Wszystkie dziewczyny też już tam były. Dosiadłam się do Adriany i Marthy, ciągle tonąc w myślach. Przez całe przedpołudnie z nikim nie rozmawiałam, dopiero po godzinie 16 spotkałam się z Łukaszem w parku.
- Nie martw się, dacie radę. Strzelisz gola, zaliczysz asystę, albo chociaż będziesz napędzała wszystkie akcje. Będzie dobrze, wierzę w ciebie, wierzę w waszą drużynę. - motywował mnie narzeczony
- Mam nadzieję, że nam się uda wejść do finału. To jest jak spełnienie marzeń... - zaczęłam - Z resztą ty wiesz jak to jest. Też niedługo gracie, tylko że wy macie już finał... A my musimy się najpierw do niego dostać... - kąciki moich ust lekko się uniosły
- Wszystko pójdzie po naszej myśli, zobaczysz. - objął mnie ramieniem i namiętnie pocałował
- No tak, cały Piszczu potrafi motywować, a jak przyjdzie czas na jego występ to panikuje gorzej niż niejedna dziewczyna... - zaśmiałam się
- Przestań.. Musisz uwierzyć w siebie, bo wiara czyni cuda! - zaczął - A teraz chodźmy już do hotelu po twoje rzeczy.
- Racja, a później już na stadion. - znów włączyłam odtwarzacz Mp3
  Do hotelu doszliśmy o 19. Więc jeszcze tylko 1,5 godziny i mecz. Denerwowałam się jak nigdy, ale postanowiłam tego nie okazywać. Chwyciłam torbę i razem z moim kochanym ruszyliśmy w stronę pięknego stadionu. Stanęliśmy koło szatni. Mocno przytuliłam Łukasza, a ten delikatnie mnie pocałował.
- Kochanie, jakbyście w najgorszym przypadku przegrywały, to pamiętaj, że walczyć należy do końca. Nigdy nie wolno się poddawać. - odszedł, a ja weszłam do szatni
- Hej dziewczyny, jak emocje? - przywitałam się
- Boimy się... - odparły
- Jak wyjdziemy na murawę całe nerwy puszczą. - rzuciłam siadając na ławkę
- Kurde, Pati czy ty zawsze musisz mieć rację? - spytała patrząc się na mnie Martha
- Nie wiem. - uśmiechnęłam się szeroko i zabrałam za przebieranie
  Całkiem sprawnie nam poszło i wyszłyśmy na murawę się rozgrzewać. Po 15 minutach lekkich ćwiczeń trener zabrał nas do szatni na przedmeczową pogaduchę. Gdy z jego ust wypływało tyle mądrych słów, każda dziewczyna słuchała go z ciekawością. Tak było i ze mną. Nadszedł ten czas, wyszliśmy na murawę, słuchaliśmy hymnu rozgrywek. Mecz zaczynałyśmy my. Przez pierwsze 30 minut nie działo się nic ciekawego, dopiero w 34 minucie zaczęło się robić groźnie w naszym polu karnym. Szybko pobiegłam w jego obręby, by wspierać obronę. Mój powrót był trafny, bo po mocnym strzale zawodniczki z numerem 29 na koszulce, piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała za obroną dziewczyn z Madrytu. Ja nie zastanawiając się ani chwili wykorzystałam swoją szybkość i przejęłam piłkę. Biegłam z nią prze pół boiska, aż w końcu znalazłam się sam na sam z bramkarzem. Zeszłam do środka. Widząc, że bramkarka wyszła z bramki wzięłam piłkę na stopę i przelobowałam dziewczynę. Piłka jednak również odbiła się, lecz tym razem od słupka. Pognałam w jej kierunku i znów ją przejęłam, lecz tym razem nie było już tak łatwo, bo obrońcy zdążyli wrócić na swoją połowę. Zwodem w prawą stronę okiwałam przeciwniczkę i lewą nogą (chociaż jestem prawonożna) skierowałam piłkę w światło bramki. Padł gol. Byłam wniebowzięta, można by powiedzieć, że nasza drużyna ma szczęście w nieszczęściu. Na trybunach panowała wrzawa i było słychać skandowane moje imię i nazwisko. Pierwsza połowa tego meczu zakończyła się wynikiem 1:0. Nie był to może bardzo komfortowy rezultat, ale nas uszczęśliwiał. Weszłyśmy do szatni zmęczone, lecz zadowolone. Trener nas pochwalił. Przez 15 minut relaksowałyśmy się i myślałyśmy nad dalszym rozwojem akcji. W drugiej połowie, każda z drużyn miała swoje okazje lecz nie udawało się ich wykorzystać. Tak więc my, drużyna z Dortmundu DOSTAŁYŚMY SIĘ DO FINAŁU LIGI MISTRZÓW! Po meczu poszłyśmy na After party, było świetnie. Oczywiście nie obyło się bez procentów w krwi. Impreza zakończyła się po godzinie 4 nad ranem. Byłyśmy bardzo zmęczone więc udałyśmy się do hotelowych pokoi by zamknąć swoje powieki i odpłynąć w piękną krainę snów.

-------
Pisała Patrycja Winiarska

1 komentarz:

  1. Świetny rozdzial..
    Dziewczyny wygrały.UHUHUH..
    Czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń