(Adriana)
Obudziliśmy się rano w domu Kuby. Otworzyłam oczy i od razu przypomniało mi się co działo się w ostatnich godzinach. Szybko wstałam poszłam do łazienki się ubrać i obudziłam Kube. Wstawiłam wode na kawe , bo nie miałam ochoty na nic do jedzenia. I tak bym nic nie przełkneła. Jak najszybciej ruszyliśmy w strone szpitala. Przed salą Mario siedzieli Łukasz i Pati.
- cześć. Nie ma Marco? - zdzwiłam się nie widząc go pod salą przyjaciela.
- jest u Mario- ospowiedział Piszczek.
- wybudził się? - spytał od razu Kuba.
Pati z Łukaszem tylko przecząco ruszyli głową. Usiedliśmy obok nich. Chwilę póżniej do szpitala wpadł ... Robert Lewandowski. To dziwne już troche byliśmy w bvb a jakoś , ani ja ani Pati nie miałyśmy okazji go poznać.
-hej. Co z Mario.- zapytała gwiazda jeszcze BVB.
- jest nie przytomny- odpowiedział Łukasz .
Usiadł koło nas i przedstawił się nam. Siedząc tak spojrzałam na mój zegarek. Przypomniało mi się przeciez miało się odbyć dziś spotkanie z fanami na Signal Iduna Park. Wstałam z krzesełka i wybrałam numer do Jurgena , by powiedzieć mu o całej sytuacji. Mój numer chyba będzie najbardziej pechowym , zawsze jak stanie się coś złego dzwonie ja. Przerażony tym co mówiłam Klopp wsiadł w swoje auto i przyjechał do nas. Z Mario nic się nie działo , nic dobrego, ale też nic złego... Nie wiedzieliśmy co się z nim dzieje, lekarze udzielai wymijających odpowiedzi na pytania o stan Götze . Przed południem w szpitalu zjawili się nikt kto inny jak... dzienikarze. Lekarze i ochrona próbowali wyprosić ich z korytarza, ale było to marne w skótkach. Nagle z sali wyszedł Marco.
- co wy tu k***a robicie?? Wy , którzy kilka miesięcy temu nazywaliście go ZDRAJCĄ i Judaszem.! Jesteście rodziną, przyjaciółmi? Nie? To wypad mi stąd w tej chwili.
Dzienikarze zdwieni opuścili szpital, mimo wszystko mieli materiał . Tylko , że nie o Mario, a o Marco. Ale kogo z nas to teraz obchodzi? Lekarze zaczeli biegać , gdy oni i my usłyseliśmy dziwne pikanie. Podnieśliśmy się na równe nogi. Okazało się jedank, że był to inny pacjent.
- Nie dam tak rady.- powiedział Marco.
- co jak on z tego nie wyjdzie?- dokonczył Reus.
- wyjdzie, zobaczysz. Już nie długo będziemy siedzieć w takim gronie z Mario np. Przy stole i miło gawędzić. Zapomnimy o tym co było- pocieszyłam przyjaciela.
- Ada ma racje. Jeszcze razem z Mario przyjdziesz na ślub Piszczków i Błasz...Blaszc..Bla.. no.. Ady i Kuby. - powiedział Kloppo trudząc się z odmianą nazwiska Kuby.
przez moment na naszych buziach pojawił się uśmiech. Siedzieliśmy , a Marco opowiadał nam o tym co robił z Mario. Niesamowita była ich przyjaźń. Gdy tak siedzieliśmy zobzyliśmy lekarza, który szedł do sali Mario, wychodząc podszedł do nas.
_------------------- Pisała Adriana Pilska.
Piłka nożna moim skarbem!
niedziela, 11 sierpnia 2013
Rozdział 33
Rozdział 32
(Patrycja)
Zmęczona obudziłam się z głową na kolanach Łukasza, który jeszcze spał. Nie chciałam go budzić więc lekko zsunęłam się i poszłam po kawę dla wszystkich. Kiedy wróciłam mój narzeczony już nie spał. Wręczyłam mu kubek z kawą, obudziłam też Kubę, Adę i Marco i zrobiłam to samo.
- Jak myślicie, wyjdzie z tego? - spytał przejęty Marco
- To silny chłop, da radę. - pocieszał go Łukasz
- Miejmy taką nadzieję.. To w końcu mój przyjaciel... - jęknął Marco wstając z krzesła
- Gdzie idziesz? - spytałam go
- Zajrzę do pana doktora... Może powie mi jak z Mario.. - zniknął za zakrętem korytarza
Zostaliśmy we czwórkę. Nagle lekarz wbiegł do sali, w której leżał przyjaciel Goetze'go, a za nim trzy pielęgniarki.
- "Co jest?!" - myślałam gorączkowo
Spostrzegłam jak przybity Marco wraca od doktora. Poderwałam się z krzesła i do niego podbiegłam.
- " Marco, wszystko gra? - spytałam łapiąc chłopaka za ramię
- Nie, nic nie gra.. Mario walczy teraz o życie!! Jego stan jest na prawdę ciężki, a nawet jak to powiedział lekarz: krytyczny! - pojedyncza łza spłynęła po jego policzku
- Mario z tego wyjdzie, zobaczysz.. - przytuliłam załamanego kolegę
- Dziękuję ci. - wyznał
- Ale za co? - spytałam zdziwiona
- Za to, że jesteś. - dokończył
Razem usiedliśmy na krzesełkach obok sali. Baliśmy się, że Mario z tego n ie wyjdzie. Po godzinie nerwówki podszedł do nas doktor. Zanim zdążył coś powiedzieć Marco porywczo wstał z krzesła i spytał patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
- I jak? Co z Mario? Wyjdzie z tego?
- Na razie nie jestem w stanie nic konkretnego powiedzieć. Jego stan się trochę, troszeczkę polepszył, lecz nadal o jego życiu decydują najbliższe godziny.. - powiedział po czym odszedł
Wszyscy popatrzeliśmy się na siebie.
- Zostajemy, prawda? - wydukał Marco
- Jasne, że zostaniemy! Musimy przy nim teraz być... - oznajmiła Ada
- Dziękuję wam... - schował głowę w ręce
Czekaliśmy na informacje o stanie zdrowia Mario cały dzień, lecz niestety nikt, nic nie chciał nam powiedzieć. Wieczorem podeszła do nas pielęgniarka.
- Przykro mi, ale... - nie dokończyła
- Coś się stało Mario?! - zdenerwował się Reus
- Nie, chodziło mi o to, że skończył się czas na widzenia. Proszę jechać do domu, a przyjechać jutro rano. Jakby coś się działo z panem Goetze, zadzwonimy. - wygłosiła swój krótki monolog i odeszła
My posłusznie wyszliśmy ze szpitala, każdy udał się do swoich mieszkań. Ja z Łukaszem do domu weszliśmy po godzinie 22. Byliśmy tak zmęczeni, że wzięliśmy wspólny prysznic i położyliśmy się spać..
------------------
Pisała Patrycja Winiarska
Zmęczona obudziłam się z głową na kolanach Łukasza, który jeszcze spał. Nie chciałam go budzić więc lekko zsunęłam się i poszłam po kawę dla wszystkich. Kiedy wróciłam mój narzeczony już nie spał. Wręczyłam mu kubek z kawą, obudziłam też Kubę, Adę i Marco i zrobiłam to samo.
- Jak myślicie, wyjdzie z tego? - spytał przejęty Marco
- To silny chłop, da radę. - pocieszał go Łukasz
- Miejmy taką nadzieję.. To w końcu mój przyjaciel... - jęknął Marco wstając z krzesła
- Gdzie idziesz? - spytałam go
- Zajrzę do pana doktora... Może powie mi jak z Mario.. - zniknął za zakrętem korytarza
Zostaliśmy we czwórkę. Nagle lekarz wbiegł do sali, w której leżał przyjaciel Goetze'go, a za nim trzy pielęgniarki.
- "Co jest?!" - myślałam gorączkowo
Spostrzegłam jak przybity Marco wraca od doktora. Poderwałam się z krzesła i do niego podbiegłam.
- " Marco, wszystko gra? - spytałam łapiąc chłopaka za ramię
- Nie, nic nie gra.. Mario walczy teraz o życie!! Jego stan jest na prawdę ciężki, a nawet jak to powiedział lekarz: krytyczny! - pojedyncza łza spłynęła po jego policzku
- Mario z tego wyjdzie, zobaczysz.. - przytuliłam załamanego kolegę
- Dziękuję ci. - wyznał
- Ale za co? - spytałam zdziwiona
- Za to, że jesteś. - dokończył
Razem usiedliśmy na krzesełkach obok sali. Baliśmy się, że Mario z tego n ie wyjdzie. Po godzinie nerwówki podszedł do nas doktor. Zanim zdążył coś powiedzieć Marco porywczo wstał z krzesła i spytał patrząc mężczyźnie prosto w oczy.
- I jak? Co z Mario? Wyjdzie z tego?
- Na razie nie jestem w stanie nic konkretnego powiedzieć. Jego stan się trochę, troszeczkę polepszył, lecz nadal o jego życiu decydują najbliższe godziny.. - powiedział po czym odszedł
Wszyscy popatrzeliśmy się na siebie.
- Zostajemy, prawda? - wydukał Marco
- Jasne, że zostaniemy! Musimy przy nim teraz być... - oznajmiła Ada
- Dziękuję wam... - schował głowę w ręce
Czekaliśmy na informacje o stanie zdrowia Mario cały dzień, lecz niestety nikt, nic nie chciał nam powiedzieć. Wieczorem podeszła do nas pielęgniarka.
- Przykro mi, ale... - nie dokończyła
- Coś się stało Mario?! - zdenerwował się Reus
- Nie, chodziło mi o to, że skończył się czas na widzenia. Proszę jechać do domu, a przyjechać jutro rano. Jakby coś się działo z panem Goetze, zadzwonimy. - wygłosiła swój krótki monolog i odeszła
My posłusznie wyszliśmy ze szpitala, każdy udał się do swoich mieszkań. Ja z Łukaszem do domu weszliśmy po godzinie 22. Byliśmy tak zmęczeni, że wzięliśmy wspólny prysznic i położyliśmy się spać..
------------------
Pisała Patrycja Winiarska
czwartek, 8 sierpnia 2013
Rozdział 31
(Adriana)
Rano budzik obudził mnie o 10. Otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć. Przekręciłam się na drugi bok, obok mnie leżał Kuba w koszulce "London calling party 2" Uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
-A więc to takie uczucie cię wypełnia jak jesteś w finale LM? - zapytałam Kubę
-Tak.- uśmiechną się tak słodko jak nigdy.
Ze wspaniałym uczuciem zeszliśmy na śniadanie. Poszłam do hotelu obok, po dziadka. Wiem, że gdyby nie on nie było by mnie tutaj. Wylot ze słonecznego Madrytu mieliśmy wszyscy wieczorem, więc zabrałam dziadka na spacer. Miało być tak miło, spokojnie, ale jeżeli poprzedniego dnia pokonujesz Real ze swoim zespołem i jesteście w Finale Ligi Mistrzów na spokój liczyć nie możesz. Mimo paparazzi było to przyjemne przedpołudnie z dziadkiem. Potem udaliśmy się na obiad i na konferencję prasową. Poszedł Jurgen , Pati, Ja i tłumacz z niemieckiego na hiszpański.
Po prawie godzinnej konferencji udaliśmy się do pokoi i spakowaliśmy rzeczy. Nie wiarygodnie szczęśliwi udaliśmy się na lotnisko. I Kolejne zdjęcie na fejsa, tym razem z karteczką "FINAŁ jest BORUSSI" była tam większość naszej drużyny no i Kuba z Piszczem. Wylądowaliśmy szczęśliwie , a naszym oczom zaraz po wyjść z samolotu ukazali się fani BVB. Ile ich tam było ! Nie mogłam uwierzyć! Z trudem wydostaliśmy się z tego tłumu , dziękując kibicom za wsparcie. Na kolejny dzień było zaplanowane spotkanie na Signal Iduna Park. Pojechaliśmy do domów. Stwierdziliśmy jednak z Kubą, że takiego dnia nie spędza się samemu! Zadzwoniliśmy do Pati i Piszczka i spotkaliśmy się przed domem Kuby.
-Słuchajcie ja musze jechać na chwilę do domu.- powiedziałam.
Stwierdzając iż jest taka piękna pogoda pójdziemy wszyscy pieszo.
Otworzyłam drzwi , a moim oczom ukazali się.... Rodzice i brat
Przed moimi oczami stanęły wspomnienia. Z przed około miesiąca jak Tata zobaczył jak całowałam się z Kubą , jak zaczęli się bić, jak Piszczek przybiegł szykować się by pomóc Kubie...
-Hej Aduś! Gratulujemy! - krzyknęła mama i wtuliła się we mnie.
Zobaczyłam tylko jak Kuba z tatą podają sobie rękę i nic się nie dzieje. Tata zaczął przepraszać i Kubę i Łukasza. Wybaczyli mu. Mama zrobiła kolacje. Mój brat nie wiedział co się chyba dzieje, obok niego stało 4 finalistów LM , już widziałam , że teraz to tylko by zadzwonił do kolegów i zaczął się chwalić. Patrycja i Łukasz zdecydowali, że nie będą nam przeszkadzać. Odprowadziłam ich do drzwi.
-Przepraszam, nic nie wiedziałam- powiedziałam przyjaciołom.
-Nic się nie stało - uśmiechną się Łukasz , złapał Patrycję za rękę i wyszli z mieszkania.
Wróciłam do rodziny.
-Mogliście zadzwonić, mogłoby mnie nie być w domu, mieszkam teraz u... Kuby.- powiedziałam czekając na reakcje w szczególności taty.
- O naprawdę? Ada.. to znaczy ja nie chcę się narzucać wam do życia , ale.... -zaczęła mama.- czyli nie mieszkasz już tu?
- Nie - odpowiedział za mnie Kuba.
-Bo Michał... Sam powiedz- mama zwróciła się do brata.
-OD kolejnego sezonu będę grał w młodzieżówce BVB - powiedział mój brat.
Zatkało mnie. ON? No wiem , że gra, ale on nie umie niemieckiego...
-Ale ty nie umiesz niemie...- zaczęłam
-To świetnie! Pomożemy Ci! - powiedział Kuba.
Tylko co jak ja , albo Kuba będziemy gdzieś wyjeżdżać np. jak teraz na mecz do MADRYTU ?. Właściwe nie ma co się martwić na zapas. Michał zamieszka w moim mieszkaniu. Ja przeprowadzę się już na stałe do Kuby.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu i otworzyłam drzwi.
-Marco?- zapytałam widząc zmachanego , zmęczonego Reusa.
-Ada!! Mario!
-CO Mario? - pytałam widząc jego zdenerwowanie.
-Mario, jechał tu Do Dortmundu, i miał wypadek! Leży, przewieźli go do szpitala u nas!
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co zrobić. Zawołałam Kubę, stwierdziliśmy , że musimy jechać. Zostawiłam rodziców i powiedziałam , że zadzwonię potem. W drodze do szpitala zadzwoniłam do Pati i tez już z Łukaszem byli w drodze. Wbiegliśmy do szpitala. Dyżur miał lekarz ten co prowadził Łukasza ten fan Bundesligi.
-Co z Mario Gotze?- pytał Marco
- Jest operowany, nic więcej nie wiemy na razie.- i poszedł.
Marco smutny zrezygnowany usiadł na krześle w poczekalni, schował twarz w ręce. Usiadłam obok niego z Kubą. Chwilę potem do szpitala wbiegli Patrycja z Łukaszem. Siedzieliśmy w niewiedzy do 2. Przyszedł lekarz. Wszyscy poderwaliśmy się na równe nogi.
-Stan Pana Gotze jest ciężki , ale stabilny. Musimy poczekać, ta doba będzie decydująca.
Lekarz pozwolił wejść tylko Marco do niego i to tylko na 15 minut. Zostaliśmy całą noc w szpitalu.
----
Pisała Adriana Pilska
Rano budzik obudził mnie o 10. Otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć. Przekręciłam się na drugi bok, obok mnie leżał Kuba w koszulce "London calling party 2" Uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka.
-A więc to takie uczucie cię wypełnia jak jesteś w finale LM? - zapytałam Kubę
-Tak.- uśmiechną się tak słodko jak nigdy.
Ze wspaniałym uczuciem zeszliśmy na śniadanie. Poszłam do hotelu obok, po dziadka. Wiem, że gdyby nie on nie było by mnie tutaj. Wylot ze słonecznego Madrytu mieliśmy wszyscy wieczorem, więc zabrałam dziadka na spacer. Miało być tak miło, spokojnie, ale jeżeli poprzedniego dnia pokonujesz Real ze swoim zespołem i jesteście w Finale Ligi Mistrzów na spokój liczyć nie możesz. Mimo paparazzi było to przyjemne przedpołudnie z dziadkiem. Potem udaliśmy się na obiad i na konferencję prasową. Poszedł Jurgen , Pati, Ja i tłumacz z niemieckiego na hiszpański.
Po prawie godzinnej konferencji udaliśmy się do pokoi i spakowaliśmy rzeczy. Nie wiarygodnie szczęśliwi udaliśmy się na lotnisko. I Kolejne zdjęcie na fejsa, tym razem z karteczką "FINAŁ jest BORUSSI" była tam większość naszej drużyny no i Kuba z Piszczem. Wylądowaliśmy szczęśliwie , a naszym oczom zaraz po wyjść z samolotu ukazali się fani BVB. Ile ich tam było ! Nie mogłam uwierzyć! Z trudem wydostaliśmy się z tego tłumu , dziękując kibicom za wsparcie. Na kolejny dzień było zaplanowane spotkanie na Signal Iduna Park. Pojechaliśmy do domów. Stwierdziliśmy jednak z Kubą, że takiego dnia nie spędza się samemu! Zadzwoniliśmy do Pati i Piszczka i spotkaliśmy się przed domem Kuby.
-Słuchajcie ja musze jechać na chwilę do domu.- powiedziałam.
Stwierdzając iż jest taka piękna pogoda pójdziemy wszyscy pieszo.
Otworzyłam drzwi , a moim oczom ukazali się.... Rodzice i brat
Przed moimi oczami stanęły wspomnienia. Z przed około miesiąca jak Tata zobaczył jak całowałam się z Kubą , jak zaczęli się bić, jak Piszczek przybiegł szykować się by pomóc Kubie...
-Hej Aduś! Gratulujemy! - krzyknęła mama i wtuliła się we mnie.
Zobaczyłam tylko jak Kuba z tatą podają sobie rękę i nic się nie dzieje. Tata zaczął przepraszać i Kubę i Łukasza. Wybaczyli mu. Mama zrobiła kolacje. Mój brat nie wiedział co się chyba dzieje, obok niego stało 4 finalistów LM , już widziałam , że teraz to tylko by zadzwonił do kolegów i zaczął się chwalić. Patrycja i Łukasz zdecydowali, że nie będą nam przeszkadzać. Odprowadziłam ich do drzwi.
-Przepraszam, nic nie wiedziałam- powiedziałam przyjaciołom.
-Nic się nie stało - uśmiechną się Łukasz , złapał Patrycję za rękę i wyszli z mieszkania.
Wróciłam do rodziny.
-Mogliście zadzwonić, mogłoby mnie nie być w domu, mieszkam teraz u... Kuby.- powiedziałam czekając na reakcje w szczególności taty.
- O naprawdę? Ada.. to znaczy ja nie chcę się narzucać wam do życia , ale.... -zaczęła mama.- czyli nie mieszkasz już tu?
- Nie - odpowiedział za mnie Kuba.
-Bo Michał... Sam powiedz- mama zwróciła się do brata.
-OD kolejnego sezonu będę grał w młodzieżówce BVB - powiedział mój brat.
Zatkało mnie. ON? No wiem , że gra, ale on nie umie niemieckiego...
-Ale ty nie umiesz niemie...- zaczęłam
-To świetnie! Pomożemy Ci! - powiedział Kuba.
Tylko co jak ja , albo Kuba będziemy gdzieś wyjeżdżać np. jak teraz na mecz do MADRYTU ?. Właściwe nie ma co się martwić na zapas. Michał zamieszka w moim mieszkaniu. Ja przeprowadzę się już na stałe do Kuby.
W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Wstałam od stołu i otworzyłam drzwi.
-Marco?- zapytałam widząc zmachanego , zmęczonego Reusa.
-Ada!! Mario!
-CO Mario? - pytałam widząc jego zdenerwowanie.
-Mario, jechał tu Do Dortmundu, i miał wypadek! Leży, przewieźli go do szpitala u nas!
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co zrobić. Zawołałam Kubę, stwierdziliśmy , że musimy jechać. Zostawiłam rodziców i powiedziałam , że zadzwonię potem. W drodze do szpitala zadzwoniłam do Pati i tez już z Łukaszem byli w drodze. Wbiegliśmy do szpitala. Dyżur miał lekarz ten co prowadził Łukasza ten fan Bundesligi.
-Co z Mario Gotze?- pytał Marco
- Jest operowany, nic więcej nie wiemy na razie.- i poszedł.
Marco smutny zrezygnowany usiadł na krześle w poczekalni, schował twarz w ręce. Usiadłam obok niego z Kubą. Chwilę potem do szpitala wbiegli Patrycja z Łukaszem. Siedzieliśmy w niewiedzy do 2. Przyszedł lekarz. Wszyscy poderwaliśmy się na równe nogi.
-Stan Pana Gotze jest ciężki , ale stabilny. Musimy poczekać, ta doba będzie decydująca.
Lekarz pozwolił wejść tylko Marco do niego i to tylko na 15 minut. Zostaliśmy całą noc w szpitalu.
----
Pisała Adriana Pilska
wtorek, 6 sierpnia 2013
Rozdział 30
(Patrycja)
Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Półfinał Ligi Mistrzów. Od samego rana w moich uszach znajdywały się słuchawki, z których leciały moje ulubione piosenki, piosenki, które mnie motywowały. Moje myśli krążyły tylko wokół meczu. Pomyśleć, że to już za kilkanaście godzin dowiemy się kto wejdzie do finału, kto jest lepszy. Kiedy ubrałam się w klubowe rzeczy poszłam do hotelowej restauracji na śniadanie. Wszystkie dziewczyny też już tam były. Dosiadłam się do Adriany i Marthy, ciągle tonąc w myślach. Przez całe przedpołudnie z nikim nie rozmawiałam, dopiero po godzinie 16 spotkałam się z Łukaszem w parku.
- Nie martw się, dacie radę. Strzelisz gola, zaliczysz asystę, albo chociaż będziesz napędzała wszystkie akcje. Będzie dobrze, wierzę w ciebie, wierzę w waszą drużynę. - motywował mnie narzeczony
- Mam nadzieję, że nam się uda wejść do finału. To jest jak spełnienie marzeń... - zaczęłam - Z resztą ty wiesz jak to jest. Też niedługo gracie, tylko że wy macie już finał... A my musimy się najpierw do niego dostać... - kąciki moich ust lekko się uniosły
- Wszystko pójdzie po naszej myśli, zobaczysz. - objął mnie ramieniem i namiętnie pocałował
- No tak, cały Piszczu potrafi motywować, a jak przyjdzie czas na jego występ to panikuje gorzej niż niejedna dziewczyna... - zaśmiałam się
- Przestań.. Musisz uwierzyć w siebie, bo wiara czyni cuda! - zaczął - A teraz chodźmy już do hotelu po twoje rzeczy.
- Racja, a później już na stadion. - znów włączyłam odtwarzacz Mp3
Do hotelu doszliśmy o 19. Więc jeszcze tylko 1,5 godziny i mecz. Denerwowałam się jak nigdy, ale postanowiłam tego nie okazywać. Chwyciłam torbę i razem z moim kochanym ruszyliśmy w stronę pięknego stadionu. Stanęliśmy koło szatni. Mocno przytuliłam Łukasza, a ten delikatnie mnie pocałował.
- Kochanie, jakbyście w najgorszym przypadku przegrywały, to pamiętaj, że walczyć należy do końca. Nigdy nie wolno się poddawać. - odszedł, a ja weszłam do szatni
- Hej dziewczyny, jak emocje? - przywitałam się
- Boimy się... - odparły
- Jak wyjdziemy na murawę całe nerwy puszczą. - rzuciłam siadając na ławkę
- Kurde, Pati czy ty zawsze musisz mieć rację? - spytała patrząc się na mnie Martha
- Nie wiem. - uśmiechnęłam się szeroko i zabrałam za przebieranie
Całkiem sprawnie nam poszło i wyszłyśmy na murawę się rozgrzewać. Po 15 minutach lekkich ćwiczeń trener zabrał nas do szatni na przedmeczową pogaduchę. Gdy z jego ust wypływało tyle mądrych słów, każda dziewczyna słuchała go z ciekawością. Tak było i ze mną. Nadszedł ten czas, wyszliśmy na murawę, słuchaliśmy hymnu rozgrywek. Mecz zaczynałyśmy my. Przez pierwsze 30 minut nie działo się nic ciekawego, dopiero w 34 minucie zaczęło się robić groźnie w naszym polu karnym. Szybko pobiegłam w jego obręby, by wspierać obronę. Mój powrót był trafny, bo po mocnym strzale zawodniczki z numerem 29 na koszulce, piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała za obroną dziewczyn z Madrytu. Ja nie zastanawiając się ani chwili wykorzystałam swoją szybkość i przejęłam piłkę. Biegłam z nią prze pół boiska, aż w końcu znalazłam się sam na sam z bramkarzem. Zeszłam do środka. Widząc, że bramkarka wyszła z bramki wzięłam piłkę na stopę i przelobowałam dziewczynę. Piłka jednak również odbiła się, lecz tym razem od słupka. Pognałam w jej kierunku i znów ją przejęłam, lecz tym razem nie było już tak łatwo, bo obrońcy zdążyli wrócić na swoją połowę. Zwodem w prawą stronę okiwałam przeciwniczkę i lewą nogą (chociaż jestem prawonożna) skierowałam piłkę w światło bramki. Padł gol. Byłam wniebowzięta, można by powiedzieć, że nasza drużyna ma szczęście w nieszczęściu. Na trybunach panowała wrzawa i było słychać skandowane moje imię i nazwisko. Pierwsza połowa tego meczu zakończyła się wynikiem 1:0. Nie był to może bardzo komfortowy rezultat, ale nas uszczęśliwiał. Weszłyśmy do szatni zmęczone, lecz zadowolone. Trener nas pochwalił. Przez 15 minut relaksowałyśmy się i myślałyśmy nad dalszym rozwojem akcji. W drugiej połowie, każda z drużyn miała swoje okazje lecz nie udawało się ich wykorzystać. Tak więc my, drużyna z Dortmundu DOSTAŁYŚMY SIĘ DO FINAŁU LIGI MISTRZÓW! Po meczu poszłyśmy na After party, było świetnie. Oczywiście nie obyło się bez procentów w krwi. Impreza zakończyła się po godzinie 4 nad ranem. Byłyśmy bardzo zmęczone więc udałyśmy się do hotelowych pokoi by zamknąć swoje powieki i odpłynąć w piękną krainę snów.
-------
Pisała Patrycja Winiarska
Nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Półfinał Ligi Mistrzów. Od samego rana w moich uszach znajdywały się słuchawki, z których leciały moje ulubione piosenki, piosenki, które mnie motywowały. Moje myśli krążyły tylko wokół meczu. Pomyśleć, że to już za kilkanaście godzin dowiemy się kto wejdzie do finału, kto jest lepszy. Kiedy ubrałam się w klubowe rzeczy poszłam do hotelowej restauracji na śniadanie. Wszystkie dziewczyny też już tam były. Dosiadłam się do Adriany i Marthy, ciągle tonąc w myślach. Przez całe przedpołudnie z nikim nie rozmawiałam, dopiero po godzinie 16 spotkałam się z Łukaszem w parku.
- Nie martw się, dacie radę. Strzelisz gola, zaliczysz asystę, albo chociaż będziesz napędzała wszystkie akcje. Będzie dobrze, wierzę w ciebie, wierzę w waszą drużynę. - motywował mnie narzeczony
- Mam nadzieję, że nam się uda wejść do finału. To jest jak spełnienie marzeń... - zaczęłam - Z resztą ty wiesz jak to jest. Też niedługo gracie, tylko że wy macie już finał... A my musimy się najpierw do niego dostać... - kąciki moich ust lekko się uniosły
- Wszystko pójdzie po naszej myśli, zobaczysz. - objął mnie ramieniem i namiętnie pocałował
- No tak, cały Piszczu potrafi motywować, a jak przyjdzie czas na jego występ to panikuje gorzej niż niejedna dziewczyna... - zaśmiałam się
- Przestań.. Musisz uwierzyć w siebie, bo wiara czyni cuda! - zaczął - A teraz chodźmy już do hotelu po twoje rzeczy.
- Racja, a później już na stadion. - znów włączyłam odtwarzacz Mp3
Do hotelu doszliśmy o 19. Więc jeszcze tylko 1,5 godziny i mecz. Denerwowałam się jak nigdy, ale postanowiłam tego nie okazywać. Chwyciłam torbę i razem z moim kochanym ruszyliśmy w stronę pięknego stadionu. Stanęliśmy koło szatni. Mocno przytuliłam Łukasza, a ten delikatnie mnie pocałował.
- Kochanie, jakbyście w najgorszym przypadku przegrywały, to pamiętaj, że walczyć należy do końca. Nigdy nie wolno się poddawać. - odszedł, a ja weszłam do szatni
- Hej dziewczyny, jak emocje? - przywitałam się
- Boimy się... - odparły
- Jak wyjdziemy na murawę całe nerwy puszczą. - rzuciłam siadając na ławkę
- Kurde, Pati czy ty zawsze musisz mieć rację? - spytała patrząc się na mnie Martha
- Nie wiem. - uśmiechnęłam się szeroko i zabrałam za przebieranie
Całkiem sprawnie nam poszło i wyszłyśmy na murawę się rozgrzewać. Po 15 minutach lekkich ćwiczeń trener zabrał nas do szatni na przedmeczową pogaduchę. Gdy z jego ust wypływało tyle mądrych słów, każda dziewczyna słuchała go z ciekawością. Tak było i ze mną. Nadszedł ten czas, wyszliśmy na murawę, słuchaliśmy hymnu rozgrywek. Mecz zaczynałyśmy my. Przez pierwsze 30 minut nie działo się nic ciekawego, dopiero w 34 minucie zaczęło się robić groźnie w naszym polu karnym. Szybko pobiegłam w jego obręby, by wspierać obronę. Mój powrót był trafny, bo po mocnym strzale zawodniczki z numerem 29 na koszulce, piłka odbiła się od poprzeczki i wylądowała za obroną dziewczyn z Madrytu. Ja nie zastanawiając się ani chwili wykorzystałam swoją szybkość i przejęłam piłkę. Biegłam z nią prze pół boiska, aż w końcu znalazłam się sam na sam z bramkarzem. Zeszłam do środka. Widząc, że bramkarka wyszła z bramki wzięłam piłkę na stopę i przelobowałam dziewczynę. Piłka jednak również odbiła się, lecz tym razem od słupka. Pognałam w jej kierunku i znów ją przejęłam, lecz tym razem nie było już tak łatwo, bo obrońcy zdążyli wrócić na swoją połowę. Zwodem w prawą stronę okiwałam przeciwniczkę i lewą nogą (chociaż jestem prawonożna) skierowałam piłkę w światło bramki. Padł gol. Byłam wniebowzięta, można by powiedzieć, że nasza drużyna ma szczęście w nieszczęściu. Na trybunach panowała wrzawa i było słychać skandowane moje imię i nazwisko. Pierwsza połowa tego meczu zakończyła się wynikiem 1:0. Nie był to może bardzo komfortowy rezultat, ale nas uszczęśliwiał. Weszłyśmy do szatni zmęczone, lecz zadowolone. Trener nas pochwalił. Przez 15 minut relaksowałyśmy się i myślałyśmy nad dalszym rozwojem akcji. W drugiej połowie, każda z drużyn miała swoje okazje lecz nie udawało się ich wykorzystać. Tak więc my, drużyna z Dortmundu DOSTAŁYŚMY SIĘ DO FINAŁU LIGI MISTRZÓW! Po meczu poszłyśmy na After party, było świetnie. Oczywiście nie obyło się bez procentów w krwi. Impreza zakończyła się po godzinie 4 nad ranem. Byłyśmy bardzo zmęczone więc udałyśmy się do hotelowych pokoi by zamknąć swoje powieki i odpłynąć w piękną krainę snów.
-------
Pisała Patrycja Winiarska
poniedziałek, 5 sierpnia 2013
Rozdział 29
(Adriana)
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Szczęśliwa mimo wczesnej pory odsłoniłam okno. Madryt. Te widoki, które zapierały dech w piersiach.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu, odebrałam , zobaczyłam , że to dziadek.
-Dziadek? Hej! Coś się stało
-Nie, mam niespodziankę- powiedział dziadek.
-Niespodziankę? -zapytałam zdziwiona.
-Przylecę na mecz w Madrycie.
Ujęło mnie to. Stałam chwilę zaszokowana, nie mogłam nic powiedzieć. Przypomniały mi się czasy gdy obiecałam dziadkowi, że kiedyś pojedziemy razem na mecz BVB.
Okazało się, ze będzie leciał samolotem z Kubą i Łukaszem. Zadzwoniłam do Kuby , by mu wszystko powiedzieć. Ten obiecał, że poznają się w samolocie i pogadają. Wiedziałam, że dziadek lubił Polaków w BVB więc nie bałam się o poznanie .
Zeszłam na śniadanie, a potem poszłam po torbę treningową. Ten stadion robił naprawdę ogromne wrażenie. Pomyśleć, że kiedyś nawet się o tym nie marzyło, to było takie nie realne...
Trenowaliśmy nie za ciężko by nie nabawić się kontuzji. Po 2 godzinnym treningu , wróciliśmy na obiad. Potem wyszłyśmy na miasto. Nie codziennie jest się przecież w HISZPANI! Po "drobnych' zakupach, poszłyśmy odłożyć je do pokoju i razem z Pati pojechałyśmy na lotnisko.
-Nie mogę się już doczekać! - mówiła Patrycja.
-No ja też jestem ciekawa czy Kuba zapoznał się z moim dziadkiem.
No i samolot wylądował , chwilę później naszym oczom ukazali się "nasi mężczyźni"
Gdy zobaczyłam jak dziadek z Kubą zawzięcie rozmawiają mogłam się tylko cieszyć. Przytuliłam się do dawno nie widzianego dziadka i Kuby. Pojechaliśmy po ich hotel bo niestety nie mieszkali tam gdzie my.
Oczywiście nie mogłyśmy dziś balować, bo jutro mecz. Poszliśmy jednak do restauracji z Kubą i dziadkiem. Usiedliśmy i rozmawialiśmy o przyszłości. Dowiedziałam się od dziadka, że nawet babcia będzie oglądać mecz w TV. To był nowością bo babcia nie interesowała się piłką nożną, no ale zawsze można obejrzeć wnuczkę w TV.
Niestety musiałam się zbierać, bo robiło się coraz później. Pożegnałam się z Kubą i dziadkiem. Jutro razem przyjdą na mecz.
Weszłam do hotelu, przez moment zaślepiły mnie blaski fleszy. Gdy trochę się uspokoiły zobaczyłam, że nasze zawodniczki i Kloppo udzielają wywiadów. Mnie też wzięli w wir pytań. Najbardziej zabawni byli Ci co umieli tylko Hiszpański. nie Miałam pojęcia co i jak mam im mówić, znaleźli jakiegoś tłumacz i spokojnie mogłam mówić po angielsku.
Co mnie chyba nie powinno dziwić pierwsze pytanie nie było na temat meczu, składu, ustawienia, było na temat... oświadczyn.
Niestety trzeba będzie się przyzwyczaić do tego...
-Na kiedy planujecie ślub?
-Na razie to my planujemy dobrze grać w LM i ja i Kuba , dziękuję , ale muszę już iść.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się ruszając w stronę pokoju. Tam od razu zmęczona wzięłam prysznic i położyłam się spać. To znaczy próbowałam zasnąć bo myśl że jutro półfinał LM nie daje spać. Jednak około 24 zasnęłam ...
------------------------
Pisała Adriana Pilska
Rano obudził mnie dźwięk budzika. Szczęśliwa mimo wczesnej pory odsłoniłam okno. Madryt. Te widoki, które zapierały dech w piersiach.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu, odebrałam , zobaczyłam , że to dziadek.
-Dziadek? Hej! Coś się stało
-Nie, mam niespodziankę- powiedział dziadek.
-Niespodziankę? -zapytałam zdziwiona.
-Przylecę na mecz w Madrycie.
Ujęło mnie to. Stałam chwilę zaszokowana, nie mogłam nic powiedzieć. Przypomniały mi się czasy gdy obiecałam dziadkowi, że kiedyś pojedziemy razem na mecz BVB.
Okazało się, ze będzie leciał samolotem z Kubą i Łukaszem. Zadzwoniłam do Kuby , by mu wszystko powiedzieć. Ten obiecał, że poznają się w samolocie i pogadają. Wiedziałam, że dziadek lubił Polaków w BVB więc nie bałam się o poznanie .
Zeszłam na śniadanie, a potem poszłam po torbę treningową. Ten stadion robił naprawdę ogromne wrażenie. Pomyśleć, że kiedyś nawet się o tym nie marzyło, to było takie nie realne...
Trenowaliśmy nie za ciężko by nie nabawić się kontuzji. Po 2 godzinnym treningu , wróciliśmy na obiad. Potem wyszłyśmy na miasto. Nie codziennie jest się przecież w HISZPANI! Po "drobnych' zakupach, poszłyśmy odłożyć je do pokoju i razem z Pati pojechałyśmy na lotnisko.
-Nie mogę się już doczekać! - mówiła Patrycja.
-No ja też jestem ciekawa czy Kuba zapoznał się z moim dziadkiem.
No i samolot wylądował , chwilę później naszym oczom ukazali się "nasi mężczyźni"
Gdy zobaczyłam jak dziadek z Kubą zawzięcie rozmawiają mogłam się tylko cieszyć. Przytuliłam się do dawno nie widzianego dziadka i Kuby. Pojechaliśmy po ich hotel bo niestety nie mieszkali tam gdzie my.
Oczywiście nie mogłyśmy dziś balować, bo jutro mecz. Poszliśmy jednak do restauracji z Kubą i dziadkiem. Usiedliśmy i rozmawialiśmy o przyszłości. Dowiedziałam się od dziadka, że nawet babcia będzie oglądać mecz w TV. To był nowością bo babcia nie interesowała się piłką nożną, no ale zawsze można obejrzeć wnuczkę w TV.
Niestety musiałam się zbierać, bo robiło się coraz później. Pożegnałam się z Kubą i dziadkiem. Jutro razem przyjdą na mecz.
Weszłam do hotelu, przez moment zaślepiły mnie blaski fleszy. Gdy trochę się uspokoiły zobaczyłam, że nasze zawodniczki i Kloppo udzielają wywiadów. Mnie też wzięli w wir pytań. Najbardziej zabawni byli Ci co umieli tylko Hiszpański. nie Miałam pojęcia co i jak mam im mówić, znaleźli jakiegoś tłumacz i spokojnie mogłam mówić po angielsku.
Co mnie chyba nie powinno dziwić pierwsze pytanie nie było na temat meczu, składu, ustawienia, było na temat... oświadczyn.
Niestety trzeba będzie się przyzwyczaić do tego...
-Na kiedy planujecie ślub?
-Na razie to my planujemy dobrze grać w LM i ja i Kuba , dziękuję , ale muszę już iść.- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się ruszając w stronę pokoju. Tam od razu zmęczona wzięłam prysznic i położyłam się spać. To znaczy próbowałam zasnąć bo myśl że jutro półfinał LM nie daje spać. Jednak około 24 zasnęłam ...
------------------------
Pisała Adriana Pilska
niedziela, 4 sierpnia 2013
Rozdział 28
(Patrycja)
Rano leżałam samotnie na łóżku, myślałam o moim narzeczonym oraz jednocześnie o nadchodzącym meczu. Miałam nadzieję, że uda nam się awansować do finału Ligi Mistrzów. To by było spełnienie mojego największego marzenia! Podnosząc się z łóżka usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To była moja kochana rodzicielka. Natychmiast odebrałam połączenie.
- Cześć córciu! - zaczęła - To prawda, że twoim narzeczonym jest TEN Łukasz Piszczek?!
- Tak to prawda, ale skąd o tym wiesz? - spytałam zdziwiona
- Telewizja robi swoje. - zażartowała - A tak w ogóle to gratuluję! Masz szczęście co do mężczyzn, bo słyszałam, że to na prawdę miły i fajny facet.
- Oj tak, Łukasz ma bardzo miłe usposobienie. - oznajmiłam - Niedługo go wam przedstawię.
- To świetnie już nie mogę się doczekać kochanie! - powiedziała - A, co tam u ciebie?
- Świetnie, właśnie jestem w Madrycie. - uśmiechnęłam się - Już po jutrze gramy mecz półfinałowy z Realem Madryt. Właśnie! Muszę iść na trening!
- To ja już cię nie zatrzymuję i życzę wam wygranej. - powiedziała po czym się rozłączyła
Wskazówki zegara pokazywały godzinę 10:15, a trening miał się rozpoczynać o 11:00. Szybko się ubrałam i poszłam do restauracji hotelowej. Tam czekały na mnie dziewczyny.
- Hejka śpiochu! - krzyknęły na raz
- Cześć i wcale nie śpiochu, bo rozmawiałam z mamą przez telefon! - usiadłam na krześle obok Ady
- Powiedziałaś mamie? - spytała Adriana szturchając mnie łokciem
- Nie musiałam jej nic mówić, już wiedziała z mediów... - oznajmiłam spokojnie
- Aaaa, no spoko. - wstała z krzesła - Dobra dziewczyny zbierajmy się.
Wszystkie wzięłyśmy z pokoi swoje torby treningowe i ruszyłyśmy w stronę stadionu. Po kilku minutach znajdywałyśmy się na tym wielkim obiekcie. Oniemiałam z wrażenia. Kolorystyka i wielkość tego obiektu przyprawiały mnie o dreszcze. Wyobraziłam sobie na krzesełkach kibiców.
"To będzie niesamowite" - pomyślałam po czym dołączyłam do dziewczyn, które przebierały się w szatni. Gotowe wyszłyśmy na murawę. Tam czekał już na nas trener.
- Dzisiaj nie chcę was przemęczać, dlatego zagracie krótki mecz i macie wolne. - oświadczył i zniknął w tunelu
Po chwili czekania znów wyszedł, tylko że z szarfami w rękach. Podzielił nas na drużyny i rozpoczął mecz. Wynik był remisowy. Zmęczone udałyśmy się do szatni. Przebrałyśmy się i znów wybrałyśmy do hotelu. Kiedy tylko znalazłam się w pokoju wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Łukasza. Odebrał po trzech długich sygnałach.
- Cześć kochanie! - powiedział podniesionym i uradowanym tonem
- Cześć, kiedy przyjedziesz skarbie? - spytałam z przejęciem
- Już jutro wieczorem będę. - oznajmił.
Podświadomie czułam, że na jego twarzy widnieje uśmiech.
- Kocham cię. Kurde, muszę już kończyć trener coś ode mnie chce... - powiedział rozłączając się
Rzuciłam się na łóżko. Bezmyślnie leżałam patrząc w sufit. O godzinie 21:48 poszłam wziąć zimny prysznic, a zaraz później ponownie leżałam na łóżku. Nawet nie wiem kiedy moje powieki zrobiły się ciężkie i odpłynęłam w krainę pięknych snów.
----------
Pisała Patrycja Winiarska
Rano leżałam samotnie na łóżku, myślałam o moim narzeczonym oraz jednocześnie o nadchodzącym meczu. Miałam nadzieję, że uda nam się awansować do finału Ligi Mistrzów. To by było spełnienie mojego największego marzenia! Podnosząc się z łóżka usłyszałam dźwięk mojego telefonu. To była moja kochana rodzicielka. Natychmiast odebrałam połączenie.
- Cześć córciu! - zaczęła - To prawda, że twoim narzeczonym jest TEN Łukasz Piszczek?!
- Tak to prawda, ale skąd o tym wiesz? - spytałam zdziwiona
- Telewizja robi swoje. - zażartowała - A tak w ogóle to gratuluję! Masz szczęście co do mężczyzn, bo słyszałam, że to na prawdę miły i fajny facet.
- Oj tak, Łukasz ma bardzo miłe usposobienie. - oznajmiłam - Niedługo go wam przedstawię.
- To świetnie już nie mogę się doczekać kochanie! - powiedziała - A, co tam u ciebie?
- Świetnie, właśnie jestem w Madrycie. - uśmiechnęłam się - Już po jutrze gramy mecz półfinałowy z Realem Madryt. Właśnie! Muszę iść na trening!
- To ja już cię nie zatrzymuję i życzę wam wygranej. - powiedziała po czym się rozłączyła
Wskazówki zegara pokazywały godzinę 10:15, a trening miał się rozpoczynać o 11:00. Szybko się ubrałam i poszłam do restauracji hotelowej. Tam czekały na mnie dziewczyny.
- Hejka śpiochu! - krzyknęły na raz
- Cześć i wcale nie śpiochu, bo rozmawiałam z mamą przez telefon! - usiadłam na krześle obok Ady
- Powiedziałaś mamie? - spytała Adriana szturchając mnie łokciem
- Nie musiałam jej nic mówić, już wiedziała z mediów... - oznajmiłam spokojnie
- Aaaa, no spoko. - wstała z krzesła - Dobra dziewczyny zbierajmy się.
Wszystkie wzięłyśmy z pokoi swoje torby treningowe i ruszyłyśmy w stronę stadionu. Po kilku minutach znajdywałyśmy się na tym wielkim obiekcie. Oniemiałam z wrażenia. Kolorystyka i wielkość tego obiektu przyprawiały mnie o dreszcze. Wyobraziłam sobie na krzesełkach kibiców.
"To będzie niesamowite" - pomyślałam po czym dołączyłam do dziewczyn, które przebierały się w szatni. Gotowe wyszłyśmy na murawę. Tam czekał już na nas trener.
- Dzisiaj nie chcę was przemęczać, dlatego zagracie krótki mecz i macie wolne. - oświadczył i zniknął w tunelu
Po chwili czekania znów wyszedł, tylko że z szarfami w rękach. Podzielił nas na drużyny i rozpoczął mecz. Wynik był remisowy. Zmęczone udałyśmy się do szatni. Przebrałyśmy się i znów wybrałyśmy do hotelu. Kiedy tylko znalazłam się w pokoju wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Łukasza. Odebrał po trzech długich sygnałach.
- Cześć kochanie! - powiedział podniesionym i uradowanym tonem
- Cześć, kiedy przyjedziesz skarbie? - spytałam z przejęciem
- Już jutro wieczorem będę. - oznajmił.
Podświadomie czułam, że na jego twarzy widnieje uśmiech.
- Kocham cię. Kurde, muszę już kończyć trener coś ode mnie chce... - powiedział rozłączając się
Rzuciłam się na łóżko. Bezmyślnie leżałam patrząc w sufit. O godzinie 21:48 poszłam wziąć zimny prysznic, a zaraz później ponownie leżałam na łóżku. Nawet nie wiem kiedy moje powieki zrobiły się ciężkie i odpłynęłam w krainę pięknych snów.
----------
Pisała Patrycja Winiarska
sobota, 3 sierpnia 2013
Rozdział 27
(Adriana)
Weszliśmy na stadion, nie rozumiałam po co Kuba ciągną mnie tam pół godziny szybciej!
Zamiast do szatni Kuba pokierował mnie w stronę murawy.
Tego widoku nigdy nie zapomnę. Nie wiadomo dlaczego była tam cała damska i męska drużyna BVB, sztab szkoleniowy itd.
-Kuba o co tu chodzi? Zapomniałam o jakiejś rocznicy klubowej?- pytałam zdezorientowana
-Nie- zaśmiał się Błaszczykowski i kazał mi stanąć na środku. Zrobiłam wielkie oczy , ale stanęłam przed nim. W tej chwili wbiegli Łukasz z Patrycją.
Teraz już zupełnie zdezorientowana patrzyłam raz to na Kubę, raz na Patrycję.
Chłopacy stanęli przed nami i ...uklękli.
Gdy nagle zobaczyłam jak wyjmują małe, czerwone pudełeczka i otwierając je zaczął śnić tam pierścionek.
-Ada...Może i nie znamy się długo, może myślisz , że to za szybko, ale ja Ciebie ... Kocham. Wyjdziesz za mnie?- zapytał z takim blaskiem w oczach, którego nigdy u niego nie widziałam.
Z moich oczu potoczyła się łza, łza szczęścia.
-Tak - odpowiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Gdy się od siebie oderwaliśmy wsuną mi śliczny pierścionek na palec. Nie mogłam w to nadal uwierzyć. Każdy podchodził do nas i nam gratulował.
Jednak nasz niesamowity trener stwierdził, że czas na trening. Pobiegłyśmy szybko się przebrać i rozegraliśmy mecz przeciwko chłopakom.
Po treningu Jurgen wziął mnie i Pati na " słówko". Stwierdził, że jesteśmy we wspaniałej dyspozycji i zagramy w pierwszej 11 w półfinale LM w Madrycie. To było jak spełnienie marzeń. Trener rozdał nam bilety i kazał jutro o 11 stawić się przed stadionem , a stamtąd zawiezie nas nasz bus na lotnisko.
Po treningu pojechałam z Kubą do jego domu. Otwierając drzwi moim oczom ukazał się przystrojony pokój z kolacją., którą zjedliśmy ze smakiem patrząc sobie w oczy.
-Nie wierzę.- powiedziałam.
- W co? - zapytał Kuba cały czas patrząc się w moje oczy.
- W to , że jesteśmy w półfinale LM, jutro lecimy do Madrytu , siedzę przy stole z Jakubem Błaszczykowskim - spojrzałam na pierścionek - moim narzeczonym.
Kuba tylko się uśmiechną i wziął mnie na ręce, zniósł do swojej sypialni.
Zaczęliśmy się całować ,ale uprzedzam do niczego nie doszło.
Rano obudziliśmy się tacy szczęśliwi mimo wczesnej pory.
Po śniadaniu , pojechaliśmy do mnie po już wcześniej zapakowaną walizkę. O 11 stawiliśmy się pod stadionem.
Nie wierzyłam , że musimy się rozstać z chłopakami do czasu meczu. Obiecali , że przylecą na mecz.
-Kocham Cię ! - powiedziałam do Kuby i pocałowałam go.
-Będę tęsknić!
-Ja też!
W końcu i ja i Pati musieliśmy się rozstać się z naszymi narzeczonymi.
Wsiedliśmy do Busu, a potem poleciałyśmy do Madrytu.
Każda z nas gadała tylko o zbliżającym się meczu.
Podeszła do nas Violla i zrobiła z nami zdjęci na swojego Facebooka.
Na zdjęciu byłyśmy : Ja , Pati, Viola i Tolka. Tolka z Violą trzymały karteczkę z napisem " jedziemy po zwycięstwo" A my z Pati zrobiłyśmy serce z rąk.
Gdy doleciałyśmy zadzwoniłyśmy do chłopaków... przepraszam narzeczonych i rodziny by powiedzieć im , że bezpiecznie wylądowaliśmy. Stwierdziłam , ze muszę zadzwonić do ANi. W końcu trochę się działo!
-Ania? Hej! Słuchaj bo ja chciałam ci powiedzieć...że...
-Razem z Pati macie narzeczonych, finalistów LM z 2013 roku....
-Ale- zaszokowała mnie jej wiedza! Nikt nie widział.
- Ada... Ja pracuję w gazecie i to nie ważne, że w Tokyo. Zdjęcie z Tobą i Pati widać pierścionki i prasa już spekuluje...
-O kurczę to znaczy , że rodzice się dowiedzą...
Pogadałyśmy chwilę. Zameldowałyśmy się w hotelu , a że już było późno po kolacji zadzwoniłam na skypie do rodziców. Nie wiedziałam jak im to powiedzieć, ale ważne , że ode mnie a nie z gazet.
Przyjęcie nie było takie złe. Tata się nawet cieszył co zrobiło na mnie wrażenie.
Bałam się , żeby tylko brat nie zaczął jutro o tym gadać w szkole. "Hej moja siostra to narzeczona Kuby Błaszczykowskiego"
Po rozmowie zmęczona położyłam się spać. Cały czas myśląc o Kubie... ♥
-----------------------------------------
Pisała Adriana Pilska
Weszliśmy na stadion, nie rozumiałam po co Kuba ciągną mnie tam pół godziny szybciej!
Zamiast do szatni Kuba pokierował mnie w stronę murawy.
Tego widoku nigdy nie zapomnę. Nie wiadomo dlaczego była tam cała damska i męska drużyna BVB, sztab szkoleniowy itd.
-Kuba o co tu chodzi? Zapomniałam o jakiejś rocznicy klubowej?- pytałam zdezorientowana
-Nie- zaśmiał się Błaszczykowski i kazał mi stanąć na środku. Zrobiłam wielkie oczy , ale stanęłam przed nim. W tej chwili wbiegli Łukasz z Patrycją.
Teraz już zupełnie zdezorientowana patrzyłam raz to na Kubę, raz na Patrycję.
Chłopacy stanęli przed nami i ...uklękli.
Gdy nagle zobaczyłam jak wyjmują małe, czerwone pudełeczka i otwierając je zaczął śnić tam pierścionek.
-Ada...Może i nie znamy się długo, może myślisz , że to za szybko, ale ja Ciebie ... Kocham. Wyjdziesz za mnie?- zapytał z takim blaskiem w oczach, którego nigdy u niego nie widziałam.
Z moich oczu potoczyła się łza, łza szczęścia.
-Tak - odpowiedziałam i rzuciłam mu się na szyję. Gdy się od siebie oderwaliśmy wsuną mi śliczny pierścionek na palec. Nie mogłam w to nadal uwierzyć. Każdy podchodził do nas i nam gratulował.
Jednak nasz niesamowity trener stwierdził, że czas na trening. Pobiegłyśmy szybko się przebrać i rozegraliśmy mecz przeciwko chłopakom.
Po treningu Jurgen wziął mnie i Pati na " słówko". Stwierdził, że jesteśmy we wspaniałej dyspozycji i zagramy w pierwszej 11 w półfinale LM w Madrycie. To było jak spełnienie marzeń. Trener rozdał nam bilety i kazał jutro o 11 stawić się przed stadionem , a stamtąd zawiezie nas nasz bus na lotnisko.
Po treningu pojechałam z Kubą do jego domu. Otwierając drzwi moim oczom ukazał się przystrojony pokój z kolacją., którą zjedliśmy ze smakiem patrząc sobie w oczy.
-Nie wierzę.- powiedziałam.
- W co? - zapytał Kuba cały czas patrząc się w moje oczy.
- W to , że jesteśmy w półfinale LM, jutro lecimy do Madrytu , siedzę przy stole z Jakubem Błaszczykowskim - spojrzałam na pierścionek - moim narzeczonym.
Kuba tylko się uśmiechną i wziął mnie na ręce, zniósł do swojej sypialni.
Zaczęliśmy się całować ,ale uprzedzam do niczego nie doszło.
Rano obudziliśmy się tacy szczęśliwi mimo wczesnej pory.
Po śniadaniu , pojechaliśmy do mnie po już wcześniej zapakowaną walizkę. O 11 stawiliśmy się pod stadionem.
Nie wierzyłam , że musimy się rozstać z chłopakami do czasu meczu. Obiecali , że przylecą na mecz.
-Kocham Cię ! - powiedziałam do Kuby i pocałowałam go.
-Będę tęsknić!
-Ja też!
W końcu i ja i Pati musieliśmy się rozstać się z naszymi narzeczonymi.
Wsiedliśmy do Busu, a potem poleciałyśmy do Madrytu.
Każda z nas gadała tylko o zbliżającym się meczu.
Podeszła do nas Violla i zrobiła z nami zdjęci na swojego Facebooka.
Na zdjęciu byłyśmy : Ja , Pati, Viola i Tolka. Tolka z Violą trzymały karteczkę z napisem " jedziemy po zwycięstwo" A my z Pati zrobiłyśmy serce z rąk.
Gdy doleciałyśmy zadzwoniłyśmy do chłopaków... przepraszam narzeczonych i rodziny by powiedzieć im , że bezpiecznie wylądowaliśmy. Stwierdziłam , ze muszę zadzwonić do ANi. W końcu trochę się działo!
-Ania? Hej! Słuchaj bo ja chciałam ci powiedzieć...że...
-Razem z Pati macie narzeczonych, finalistów LM z 2013 roku....
-Ale- zaszokowała mnie jej wiedza! Nikt nie widział.
- Ada... Ja pracuję w gazecie i to nie ważne, że w Tokyo. Zdjęcie z Tobą i Pati widać pierścionki i prasa już spekuluje...
-O kurczę to znaczy , że rodzice się dowiedzą...
Pogadałyśmy chwilę. Zameldowałyśmy się w hotelu , a że już było późno po kolacji zadzwoniłam na skypie do rodziców. Nie wiedziałam jak im to powiedzieć, ale ważne , że ode mnie a nie z gazet.
Przyjęcie nie było takie złe. Tata się nawet cieszył co zrobiło na mnie wrażenie.
Bałam się , żeby tylko brat nie zaczął jutro o tym gadać w szkole. "Hej moja siostra to narzeczona Kuby Błaszczykowskiego"
Po rozmowie zmęczona położyłam się spać. Cały czas myśląc o Kubie... ♥
-----------------------------------------
Pisała Adriana Pilska
Subskrybuj:
Posty (Atom)